Jeszcze odbija się echem
od dna czajnika głucho prababka
chórkiem dla "What I've Done"
i "Black Hole Sun".
Tłucze w plastikowe szkło
metalową kostką sześć oczek na pończochę,
od strony podwórza wyje kundlem
sąsiadki z minus czwartego piętra,
emerytowanej psorki z matmy, niech jej będzie policzone
wedle własnych ocen. W dzień zapowiadanej apokalipsy
czyniła pomiary na obwód kropli herbaty
wypoconej przez kubek, pośpiech dyktowała grawitacja
deszczom liściom kosmonautycznym przeniewiercom
skiszonym we własnym pomyślunku.
.
.
.
.
.
.
.
Gdyby nie smycz,
pewnie szybciej uciekłoby z nich powietrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz