żeby mnie było tyle co przemija
w groźbie samospalenia pewnej chłodnej nocy
gdy okruchem wypełniam przerwy między żebrami
kradnąc oddech obiektom westchnień
kolegi kardiologa niech szukam życia od środka
niech marzną opuszki na skórze lewej piersi
oderwane od źródła choć pewne że jest
dobija się do niewłaściwej strony wszechrzeczy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz